Mobile E-learning? Robisz to pewnie źle.

Dzisiaj, przedstawię krótko mój punkt widzenia na wsparcie urządzeń mobilnych w świecie e-learningu. Przeglądając jedną z grup na LinkedIn, dotyczącą wspomnianej branży, natrafiłem na dyskusję na temat wyboru narzędzia autorskiego do tworzenia kursów. Jeden z użytkowników, autor oprogramowania, jako główny kontrargument na korzyść swojego produktu zarzucił konkurencji brak RWD.

RWD, czyli Responsive Web Design, tłumacząc krótko osobom nietechnicznym – projekt tego typu dopasowuje się do rozmiaru urządzenia na którym jest przeglądany.

Generalnie od pewnego już czasu obserwuję rosnący trend RWD, przeplatany różnymi buzzwords typu HTML5, cloud czy też multi-device. Sytuacja ta jest skutkiem aktualnych rozwiązań w technologiach internetowych – każda strona internetowa, powinna być osiągalna z różnych urządzeń, i w tym kontekście jestem wielkim zwolennikiem takiego podejścia. Strony internetowe przekazują prostą treść i tutaj taka forma sprawdza się doskonale. Dostęp jest priorytetem. Branża e-learningowa, jako pokrewna, zbudowana częściowo na podobnych technologiach, małpuje mniej lub bardziej te rozwiązania i to już nie do końca sprawdza się tak dobrze.

Co jest nie tak z RWD w e-learningu?

Otóż, edukacja zdalna, w szczególności ta związana z usługami dla korporacji, zmaga się z ogromnym problemem – użytkownik słysząc słowo e-learning lub Moodle, ma w głowie wizję nudnego przeklikania (autokorekta podpowiada, że przeklinania – coś w tym jest) całego materiału i odruchy wymiotne. Projekty responsywne, ze względu na swoją naturę – muszą być proste. Elementy znikają, zmieniają pozycję, wielkość, czytelność. Nie da się zrobić zaawansowanego, interesującego i przede wszystkim dobrze zaplanowanego projektu, który będzie wyglądał dobrze zarówno na komputerze i telefonie. Najlepsze co możesz w takim przypadku zaoferować, to pokaz slajdów w „HTML5” z prostymi ćwiczeniami. Idąc tą drogą, wyrzucasz w błoto dotychczasowe działania i kampanie na rzecz uatrakcyjnienia e-learningu. Jesteś w stanie przekazać informacje, ale czy jest to forma atrakcyjna dla odbiorców? Wątpię. Faktem jest, że takie działania pozwalają na optymalizację budżetu, ale coraz częściej pojawia się ten argument w kontekście jakości, jako dodatkowy bonus – otóż nie jest to bonus, jest to ograniczenie.

Co nie znaczy oczywiście, że urządzenia mobilne nie nadają się do e-learningu. Krytykuję próby tworzenia materiałów na wszystkie urządzenia. (RWD w obrębie jednego typu urządzeń jest OK, a wręcz obowiązkowy). Chcesz wysokiej jakości produkt, to musisz skupić się na danej grupie urządzeń. Komputery stacjonarne mają kompletnie inną moc, przeglądarki, styl nawigacji i specyfikę od urządzeń mobilnych. Używając RWD, wykorzystujesz mały % potencjału. Takie mieszanie odbiorców prowadzi do produktu który jest do wszystkiego, czyli do niczego. Nikt finalnie nie będzie zadowolony.

Przypomina mi się sytuacja, gdzie miałem okazję obserwować pracę nad serią szkoleń e-learningowych dla jednej z dużych korporacji, ponad 80 tys. użytkowników do przeszkolenia i klient uprał się na pełne wsparcie dostępu dla osób niepełnosprawnych, ale nie tak jak zazwyczaj się to robi – czyli dostarczając odrębnie przygotowany produkt… tylko w tym samym projekcie. Przecież osoby niepełnosprawne poczują się urażone, gdy otrzymają inny, specjalnie dopracowany dla nich kurs. To politycznie niepoprawne! Dramat nadający się na inny post. Generalnie – ten sam typ błędu, próba upchnięcia wszystkich użytkowników do 1 worka, skutkująca trochę innym, ale również złym wynikiem.

Finalnie przez taką głupotę w planowaniu, projektanci szkolenia zrezygnowali z wielu interesujących form interakcji, których po prostu nie dało się przekształcić na wersje dostępne dla wszystkich użytkowników. Nuda dla osób sprawnych, a odpalając czytnik dla niewidomych i tak zastanawiałem się WTF, czy ktoś coś z tego zrozumie?

RWD to ta sama droga, więc uważaj, bo łatwo zepsuć wrażenia i doznania idąc nią. Teraz modny robi się VR. Ciekaw jestem, czy użytkownik zakładając okulary do wirtualnej rzeczywistości dostanie tę samą prezentację z telefonu, ale w otoczeniu łąki i kwiatów, czy też może autorzy wysilą się w tym przypadku troszkę bardziej.

Co to jest SCORM?

Sharable Content Object Reference Model – Jest to standard komunikacji pomiędzy platformą LMS a treścią. Pozwala śledzić interakcje, progres oraz status nauki użytkownika. Opracowany w 2001 roku przez ADL (Advanced Distributed Learning) – grupę badawczą podlegająca pod Ministerstwo Obrony USA.

Skąd taka popularność tego formatu?

Otóż otwierał rynek. SCORM stał się popularny ponieważ pozwolił zastosować modułową budowę systemów e-learningowych, co było sytuacją win-win dla wszystkich osób w branży.  twórcy oprogramowania mogli skupić się na jakości softu, odpowiednim UX i UI – po czym na publikacji do odpowiedniego formatu – kończyła się ich rola – produkt był gotowy (w teorii) do uruchomienia na dowolnej platformie LMS, wspierającej SCORM – a tych było sporo do wyboru.

Twój produkt nie wspiera SCORM? To nie istniałeś w branży e-learningowej.

Problemy z wdrożeniem

Muszę przyznać, że dokumentacja i opracowanie formatu SCORM jak na czasy, w których powstał jest dosyć przyzwoita. Większość znanych mi problemów jest skutkiem złego wdrożenia lub błędów wynikających z wad platformy, która “deklarowała” wsparcie standardu. Brak oficjalnych wdrożeń w popularnych językach programowania, spowodował, że każda z firm zainteresowana tematem musiała stworzyć własne wdrożenie – i tak powstały własne interpretacje standardu prowadzące do sporej liczby niuansów i różnic pomiędzy platformami. Jako deweloper tworzący oprogramowanie e-learningowe jesteś zmuszony w takiej sytuacji utrzymywać listę niestandardowych zachowań – “edge case”, których tak naprawdę, z różnych powodów – nikt nigdy nie miał zamiaru naprawić. Standard który miał ułatwiać dostarczenie treści na szeroką skalę, w praktyce dla dewelopera okazał się przekleństwem.

Format SCORM mimo aktualizacji powinien już dawno być zapomniany (przynajmniej jego najpopularniejsza wersja 1.2), ale niestety jest wciąż w użyciu przez sporą część instytucji. Wszak mimo swoich wad – jest w miarę stabilny. Pomału jest zastępowany przez nowsze rozwiązania. Sam format jest wciąż rozwijany pod inną nazwą (TinCan, xAPI). Część firm zrezygnowała z opcji wspierania jakiegokolwiek standardu i tworzy kompleksowe rozwiązania – dziś tworzenie softu jest o wiele łatwiejsze i tańsze niż 15 lat temu, więc nie trzeba tak naprawdę skupiać się na wąskiej specjalizacji.

Co to jest LMS?

LMS to akronim angielskiego wyrażenia – Learning Management System, co możemy tłumaczyć na język polski jako – System Zarządzania Nauką.

Oprogramowanie tego typu to zazwyczaj platformy internetowe, które pozwalają publikować materiały edukacyjne oraz zarządzać odbiorcami tychże materiałów. Poza publikacją treści, systemy mają zazwyczaj wbudowane dodatkowe moduły, takie jak: ćwiczenia, dyskusje użytkowników czy też testy wiedzy. W zależności od poziomu skomplikowania platformy LMS, możemy mieć dostęp do prostych statystyk lub skomplikowanych raportów i analiz.

Pierwszym skojarzeniem, które zazwyczaj pojawia się w głowie w odniesieniu do wykorzystania takiego oprogramowania to klasyczna edukacja, jednak jest to spore uproszczenie grupy odbiorców ponieważ systemy LMS, są używane również na szeroką skalę w szkoleniach, oraz w kontroli kompetencji pracowników. W branżach takich jak finanse, gdzie pracownicy są zobowiązani do znajomości pewnych zagadnień – a pracodawca posiada prawny obowiązek do regularnej kontroli wiedzy pracowników oraz przeprowadzania szkoleń – takie systemy są dużym ułatwieniem logistycznym.

 

Znaczenie e-learningu w nowoczesnej edukacji

Właściwym wykorzystaniem e-learningu oraz multimediów można osiągnąć określone cele dydaktyczno-wychowawcze. W chwili obecnej na skutek rozwoju technik informatycznych i postępowi technicznemu coraz częściej w edukacji stosowane są nowe techniki kształcenia. Środek ciężkości został w dużej mierze przeniesiony z nauczyciela na e-learning. Ta forma nauczania często nazywana jest nauką na odległość. Stroną przekazującą wiedzę i egzaminującą jest bowiem komputer wraz z odpowiednim oprogramowaniem. Brak jest natomiast fizycznego kontaktu z nauczycielem czy wykładowcą.

E-learning ma wiele niezaprzeczalnych zalet. Pozwala przede wszystkim na znaczną oszczędność kosztów. Uczelnie mogą w ten sposób zredukować koszty związane z prowadzeniem tradycyjnych zajęć m.in. wynagrodzenia dla nauczycieli akademickich i planistów, koszty związane z prowadzeniem zajęć w salach oraz utrzymaniem budynków itd. Dla studentów jest to z kolei ogromna oszczędność czasu. Studiują oni bowiem w odpowiadającym im czasie, a więc naukę mogą w swobodny sposób łączyć z pracą. Nie tracą przy tym czasu na dojazdy na zajęcia, co jest szczególnie istotne w przypadku osób pochodzących ze środowisk wiejskich, mieszkających w dużej odległości od dużych miast, w których znajdują się najczęściej uczelnie wyższe.

Informacje dotyczące tempa procesu nauczania z danych przedmiotów i wyniki studentów podlegają szczegółowym analizom. W ten sposób do jednostki decyzyjnej trafiają kompleksowe raporty. Poza tym każdy student ma możliwość na bieżąco śledzić swoje postępy, a w razie potrzeby uzupełniać ewentualne braki. E-learning to okazja dla większej liczby osób na studiowanie, platformy tego typu działają również za granicą i docierają w najodleglejsze zakątki świata. Programy nauczania są cały czas modyfikowane i doskonalone. To także szansa na korzystanie z najnowocześniejszych narzędzi i technologii teleinformatycznych.

Na podstawie systemów e-learningowych definiowane są braki i luki w wiedzy studentów, co pozwala na nieustanne zmienianie i modyfikowanie zakresu istniejących już materiałów edukacyjnych dostarczanych w ramach danych studiów. Można również zaplanować nowe, atrakcyjne kierunki według oczekiwań studentów. Programy są zmieniane w oparciu o sugestie samych studentów, absolwentów oraz firm, które rekrutują absolwentów po zakończeniu kształcenia.

E-learning staje się więc ogromną szansą dla mniejszych uczelni, które w elastyczny sposób mogą dostosować się do wymagań rynku edukacyjnego. W chwili obecnej zapotrzebowanie na szeroko rozumianą e-edukację rośnie o około 30% w skali roku. Wszystko wskazuje na to, że trend ten będzie cały czas narastał. Większość uczelni wyższych stoi więc przed wyzwaniem stworzenia właściwych dla poszczególnych kierunków kształcenia programów e-learningowych. Muszą być one na tyle skuteczne i atrakcyjne, aby być ciekawą formą nauczania dla wszystkich tych osób, które chcą pozyskiwać nową wiedzę, poszerzać swoje wiadomości i zdobywać odpowiednie wykształcenie.